Jedź przed Siebie!

A może tak trochę odwrócić sytuację? Zmienić wakacyjne priorytety?

Chcielibyśmy tym wpisem zachęcić Was do uprawiania turystyki samochodowejturystyki offroadowej. Turystyki, gdzie samochód nie jest tylko środkiem transportu, a staje się wręcz osią naszej wakacyjnej przygody. Rezygnujemy z rezerwowania na bookingu, hotelu, czy pokoju, rezygnujemy ze stacjonarnego pobytu gdzieś na kempingu, tylko cały wakacyjny czas spędzamy w podróży. Każdy dzień to nowa przygoda, każdy dzień to nowe widoki, każdy dzień to nowe miejsce noclegowe … na dziko, w pełni wolni, w najpiękniejszych miejscach, jakie można sobie wymarzyć :).

No dobrze, powiecie, wszystko pięknie, ale to przecież trzeba mieć kampera, albo choćby przyczepę kempingową. Postaramy się Was przekonać, że to stereotypy, że możliwa jest taka podróż nawet niedużym samochodem osobowym. Oczywiście coś za coś, bo kamper i przyczepa to pełnia komfortu, ale osobówka to mobilność, a tym bardziej gdy dysponujemy samochodem typu SUV, lub (czy to tylko nierealne marzenie?) prawdziwą terenówką.

Przejdźmy do konkretów.

Naszą przygodę z turystyką samochodową rozpoczęliśmy prawie dekadę temu, przez dość przypadkowy pobyt w Rumunii, gdzie odkryliśmy, że w odróżnieniu od Polski, czy krajów Europy Zachodniej istnieje pełnia swobody i brak zakazów wjazdu w leśne drogi i górskie trakty, brak zakazów rozbijania biwaków na dziko. Wyobraziliśmy sobie romantyczne noclegi na łące nad strumieniem, na górskiej polanie, czy wręcz na połoninie, z zapierającym dech w piersiach zachodem słońca, a potem wieczornym ogniskiem. Zainspirowani tymi możliwościami postanowiliśmy spędzić następne wakacje na podróży po Rumunii właśnie. Wyruszyliśmy Fordem Galaxy, samochodem na tyle dużym, że pozwoliło to zrobić z niego „prawie kampera” :). Nasza Galaktyczna za przednimi siedzeniami, na podwyższeniu z płyty, pod którym umieszczamy kosze bagażowe posiada normalnej, domowej wielkości miejsce do spania (200×135). Przez trzy tygodnie podróży, co parę dni śpiąc w jakimś pensjonacie, z resztą noclegów całkowicie na dziko, zwiedziliśmy dzikie zakątki Maramureszu i Bukowiny, byliśmy w Górach Rodniańskich, Kelimeńskich, Cehlau i Rarau.

Nasz pierwszy raz za pan brat z turystyką samochodową całkowicie nas zauroczył, przede wszystkim chyba poczuciem swobody, ale po wtóre dał też spore doświadczenie, które staraliśmy się wykorzystywać w następnych naszych wyprawach.

Pierwszym wnioskiem z rumuńskiej podróży, jako że głównym naszym celem pozostają jednak górskie wycieczki, było i stwierdzenie, ale zarazem i kiełkujące marzenie, że gdyby tak mieć terenówkę, to moglibyśmy po wielokroć zaoszczędzić sobie parogodzinnych, żmudnych wędrówek podchodząc (a później schodząc) np. leśnym duktem w wyższe góry. Wydawało się to fanaberią, ale jednak 🙂

Następne wyjazdy odbywały się już samochodem terenowym, prawie 20 letnim Landroverem Discovery. Wystarczyło zakupione auto raz dobrze przygotować, by przez następnych parę lat i tysiącach przejechanych kilometrów nigdy nie zawiodło. W tym czasie odbyliśmy naszym Landkiem wielotygodniowe podróże zjeżdżając prawie wszystkie rejony górskie w Rumunii, byliśmy parokrotnie na szeroko rozumianych Bałkanach w Czarnogórze, Chorwacji, Bośni, Kosowie i Albani, a także w Grecji i Bułgarii. Spenetrowaliśmy wąwozy i jaskinie Apuseni. Zdobywaliśmy szczyty w górach Durmitor, Komovi, Fogarasze, czy Retezat. Zapuszczaliśmy się w doliny Gór Przeklętych. Odbyliśmy offroadowo trekkingową wyprawę na szczyt Mitykas w górach Mount Olympus nocując w samochodzie na wysokości 2500 npm. Rozbijaliśmy biwaki na gorących plażach Albanii, Grecji i Portugalii, nocowaliśmy z porannym przymrozkiem nad wysokogórskimi jeziorami.